top of page

O kobiecości, sile i pamięci – refleksje po lekturze „Akuszerek”  Sabiny Jakubowskiej

Są książki, które poruszają nas tak mocno, że po ich zamknięciu zostaje coś na kształt ciszy


Jakby nagle ubyło jednej warstwy rzeczywistości. Akuszerki  Sabiny Jakubowskiej to jedna z takich powieści. Nie spodziewałam się aż tak silnego przeżycia. Sięgnęłam po tę książkę z ciekawości – trochę przez przypadek, trochę dlatego, że lubię historie silnych kobiet. Ale to, co znalazłam na jej kartach, to coś znacznie więcej niż opowieść o Franciszce, młodej dziewczynie z podkrakowskiej wsi, która przez splot losów i woli stała się akuszerką. To historia kobiecości zapisanej w krwi, bólu… i narodzinach.

W cichym heroizmie, którego nie uczą w szkołach, nie pokazują w filmach wojennych. A przecież to on budował nasz świat.




Ta książka to pomnik – cichy, intymny, zbudowany z szacunku i pokory


Autorka, sama będąca doulą, sięgnęła do opowieści swoich przodkiń. Zebrała je ze starych ksiąg, z pamięci lokalnej społeczności, z milczących śladów, jakie zostawia codzienne życie. I napisała opowieść monumentalną – nie rozmiarem (choć stron niemało), lecz ciężarem emocji i prawdy.

Franciszka nie jest fikcją. Może nosi inne nazwisko w Twoim drzewie genealogicznym. Może to Twoja prababka, która rodziła w domu, przy świetle naftowej lampy, bez znieczulenia, bez gwarancji przeżycia. Może to Twoja babcia, która chrzciła dzieci, zanim zdołano wezwać księdza, bo śmierć i życie były zbyt blisko siebie, by czekać.

Czytałam Akuszerki z głębokim wzruszeniem. Bo ta historia jest osobista – nawet jeśli nie zna się żadnej Franciszki. Opowiada o kobiecej wytrzymałości, o sile niezbudowanej na mówieniu „nie boli”, ale na robieniu rzeczy trudnych, kiedy wszystko boli. O ciele jako miejscu pracy, jako przestrzeni sacrum i traumy. I o tym, jak bardzo kobiety były – i często nadal są – same w tych najważniejszych momentach życia.


W tle przewija się historia – wojny, bieda, dwory, zabobony, miłość i zdrada. Ale centrum jest zawsze to samo: kobieta, dziecko, oddech. Czasem ostatni.


Po przeczytaniu tej książki czuję potrzebę podziękowania wszystkim kobietom, które były przede mną


Które dźwigały codzienność, które traciły dzieci i rodziły kolejne, które nie miały prawa głosu, ale miały siłę, jakiej dziś często nam brakuje. To nie jest nostalgiczna wizja wiejskiej Polski – to brutalna, prawdziwa opowieść. I właśnie dlatego tak bardzo jej potrzebujemy.

Akuszerki przypominają mi, że kobiecość to nie tylko delikatność. To przede wszystkim obecność – przy porodzie, przy śmierci, przy stole, przy łóżku, przy decyzjach, które ratują lub odbierają życie. To opowieść, której nie da się opowiedzieć do końca. Ale warto próbować.


Polecam z całego serca. Nie tylko kobietom. Ale zwłaszcza nam – córkom, wnuczkom, matkom. Niech ta książka będzie nicią, która połączy nas z tymi, które już nie mogą mówić.


Autor: Marta Wąsik


Comentarios


bottom of page