O kobiecości, sile i pamięci – refleksje po lekturze „Akuszerek” Sabiny Jakubowskiej
- Marta Wąsik
- 18 cze
- 2 minut(y) czytania
Są książki, które poruszają nas tak mocno, że po ich zamknięciu zostaje coś na kształt ciszy

Jakby nagle ubyło jednej warstwy rzeczywistości. Akuszerki Sabiny Jakubowskiej to jedna z takich powieści. Nie spodziewałam się aż tak silnego przeżycia. Sięgnęłam po tę książkę z ciekawości – trochę przez przypadek, trochę dlatego, że lubię historie silnych kobiet. Ale to, co znalazłam na jej kartach, to coś znacznie więcej niż opowieść o Franciszce, młodej dziewczynie z podkrakowskiej wsi, która przez splot losów i woli stała się akuszerką. To historia kobiecości zapisanej w krwi, bólu… i narodzinach.
W cichym heroizmie, którego nie uczą w szkołach, nie pokazują w filmach wojennych. A przecież to on budował nasz świat.
Ta książka to pomnik – cichy, intymny, zbudowany z szacunku i pokory
Autorka, sama będąca doulą, sięgnęła do opowieści swoich przodkiń. Zebrała je ze starych ksiąg, z pamięci lokalnej społeczności, z milczących śladów, jakie zostawia codzienne życie. I napisała opowieść monumentalną – nie rozmiarem (choć stron niemało), lecz ciężarem emocji i prawdy.
Franciszka nie jest fikcją. Może nosi inne nazwisko w Twoim drzewie genealogicznym. Może to Twoja prababka, która rodziła w domu, przy świetle naftowej lampy, bez znieczulenia, bez gwarancji przeżycia. Może to Twoja babcia, która chrzciła dzieci, zanim zdołano wezwać księdza, bo śmierć i życie były zbyt blisko siebie, by czekać.
Czytałam Akuszerki z głębokim wzruszeniem. Bo ta historia jest osobista – nawet jeśli nie zna się żadnej Franciszki. Opowiada o kobiecej wytrzymałości, o sile niezbudowanej na mówieniu „nie boli”, ale na robieniu rzeczy trudnych, kiedy wszystko boli. O ciele jako miejscu pracy, jako przestrzeni sacrum i traumy. I o tym, jak bardzo kobiety były – i często nadal są – same w tych najważniejszych momentach życia.
W tle przewija się historia – wojny, bieda, dwory, zabobony, miłość i zdrada. Ale centrum jest zawsze to samo: kobieta, dziecko, oddech. Czasem ostatni.
Po przeczytaniu tej książki czuję potrzebę podziękowania wszystkim kobietom, które były przede mną
Które dźwigały codzienność, które traciły dzieci i rodziły kolejne, które nie miały prawa głosu, ale miały siłę, jakiej dziś często nam brakuje. To nie jest nostalgiczna wizja wiejskiej Polski – to brutalna, prawdziwa opowieść. I właśnie dlatego tak bardzo jej potrzebujemy.
Akuszerki przypominają mi, że kobiecość to nie tylko delikatność. To przede wszystkim obecność – przy porodzie, przy śmierci, przy stole, przy łóżku, przy decyzjach, które ratują lub odbierają życie. To opowieść, której nie da się opowiedzieć do końca. Ale warto próbować.
Polecam z całego serca. Nie tylko kobietom. Ale zwłaszcza nam – córkom, wnuczkom, matkom. Niech ta książka będzie nicią, która połączy nas z tymi, które już nie mogą mówić.
Autor: Marta Wąsik
Comentarios